sobota, 28 grudnia 2013

mr bean teddy



I... po świętach. W ramionach męża (po półtora miesiąca czekania) czas mija w zawrotnym tempie. W końcu każdą chwilę między chemiami trzeba wykorzystać ;). Oczywiście mąż to punkt nr 1 na mojej liście, ale na inne drobne przyjemności (mmm... te surowe owoce, jogurciki i surówki) też starczy czasu :D. Na misia Jasia Fasoli też. A skąd misiu? Ludzka wyobraźnia jest bogata i koleżanka z oddziału zamarzyła sobie coś tak kultowego. A więc z dbałością o szczegóły i wierność oryginałowi: misiek jest robiony na drutach i ma oczy z guzików. Tylko nos i buzię wyhaftowałam jaśniejszą nitką by były widoczne (w oryginale są czarne, ale mój brązowy jest dość ciemny). Jak Wam się podoba ten misiaczek?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz